Łukasz Pawlikowski: wszystko zaczęło się od żużla

Łukasz Pawlikowski to osoba świetnie znana w środowisku Pit Bike. Nie każdy jednak wie, że promotor minimotocykli w naszym kraju, swoją przygodę z motorsportem zaczynał od.. jazdy na żużlu! Opowiedział nam między innymi o początkach swojej kariery w czarnym sporcie. 

Swoją karierę w motorsporcie zacząłeś od żużla. Wiem, że masz dwie córki, ale gdybyś miał syna, wsadziłbyś go na motocykl żużlowy?

– Nie mam pojęcia, co bym zrobił. Chciałbym, żeby spróbował jazdy na motocyklu, żeby zobaczył, jakie to fajne. Czy byłby to motocykl żużlowy? Trudno to stwierdzić. Córki realizują swoją pasję w tańcu, uwielbiają to. Tańczą razem codziennie i nie mają dużego pociągu do motoryzacji. Lubią się czasem przejechać quadem lub motocyklem, ale widać, że ich pasja zmierza w innym kierunku.

Pamiętasz swoje początki? Szkółka? Zdanie licencji, pierwszy start?

Oczywiście, że pamiętam. Pamiętam pierwszy motocykl, jaki dostałem – motorynka, totalny odlot. Do dziś pamiętam ten wieczór, jak zszedłem do garażu i zobaczyłem, jak ona tam na mnie czeka. Pamiętam też szkółkę, bo to był mega fajny okres w życiu. Wielu kolegów, dużo się działo, sprawiało mi to wielką przyjemność. Jeśli chodzi o początki, to na pewno miał w tym wszystkim ogromny udział mój tata oraz Robert Sawina, jako że jest to moja najbliższa rodzina. Jeszcze nie będąc w szkółce, nie próbując jazdy na żużlu, jeździłem z nim i z tatą na zawody i pomagałem mu w parku maszyn. Pamiętam zdaną licencję w Toruniu, ten dzień zapadł mi w pamięci. Mój pierwszy start był w Bydgoszczy, jakieś zawody młodzieżowe. W pierwszym wyścigu jechałem czwarty, wyprzedziłem Michała Robackiego. Było to wielkie wydarzenie, bo Michał już dobrze jechał. Sędzia nie zauważył, że go wyprzedziłem i przyznał mi zero punktów, pamiętam moje oburzenie! Później wygrałem dwa lub trzy wyścigi więc złagodziła się sytuacja z pierwszego występu w tych zawodach. Natomiast największe wrażenie wywarł na mnie pierwszy start w meczu ligowym. Było to w Gorzowie, w biegu z Tonym Rickardssonem, który był już mistrzem świata. Nie wiem, jak to się stało, ale po moim udanym starcie, jakoś go puknąłem, on uderzył w bandę, przewrócił się i butelki leciały w moją stronę. Mam sporo wspomnień z pierwszych startów, ale były to ogólnie miłe chwile. 

Kiedy skończyłeś czynną karierę, nie porzuciłeś świata żużlowego – pracowałeś jako mechanik, organizowałeś turnieje. Co najważniejszego wyniosłeś z tego rozdziału?

– Najważniejsze to chyba to, że sprawia mi frajdę bycie elementem takiej dużej układanki. Oczywiście jeszcze fajniej jest tą całą układankę, czy formę nadawać. Niezależnie czy jest to kariera zawodnika, mechanika, czy organizacja zawodów. To wszystko to były doświadczenia, które gdzieś po drodze zbierałem. Pracowałem z Wardem, braćmi Pulczyńskimi, Kościechą, Sawiną, Zagarem, Jepsenem Jensem . Było kilku tych chłopaków, z którymi trochę przeżyłem. Każdy z nich był inny, każdy inaczej reagował na poszczególne elementy. Każdy też inaczej przeżywał zawody, czas przed i po nich. Organizacja zawodów spowodowała, że wydaje mi się, że wiem, co trzeba zrobić, aby ludzie w danym środowisku czuli się dobrze. Żeby coś co się organizuje, miało wymiar od A do Z. Żeby były wartości i dla zawodnika, i dla rodzica i dla dziadka, bo cały ten element jest do połączenia.

Zresztą temat Pit Bike w Polsce, które bardzo mocno rozpropagowałeś również zaczął się od żużla. Bo o ich fenomenie i możliwościach dowiedziałeś się od Darcy’ego Warda…

Tak się złożyło, że Darcy był zakochany w Pit Bike’ach na maksa. Chłopacy ściągali je z Anglii i się tym tematem zainteresowałem. Okazało się, że można je nabywać w Polsce w pieniądzach, które są realne dla każdego. Widziałem w tym duży sens.

Czy młodzi zawodnicy, którzy jeżdżą na Pit Bike, mają większe szanse wsiadając na żużlówkę?

– Oczywiście, że tak. Jeżeli jeździliby innymi motocyklami, to te szanse są tak samo duże. Chodzi przede wszystkim o możliwość jazdy, aby brać udział w zawodach, aby trenować, rozwijać się, aby z motocyklem się pojednać, pokochać jazdę na nim. Pit Bike przez to, że jest tani, ogólnodostępny i nie potrzebuje dużo miejsca do jeżdżenia – ma wszystkie plusy, które dają potem możliwość przejścia na żużel, motocross, czy wyścigi motocyklowe. Każda jazda na motocyklu ma ogromne znaczenie jeśli chodzi o rozwój w przyszłości kariery. Uważam, że dzięki temu, że Pit Bike’i są tak ogólnodostępne i ogromne ilości dzieciaków mogą jeździć, naturalnie odbywa się taka wstępna selekcja. Jest duża szansa, że ci młodzi, którzy przez tą selekcję przebrną, potem dojdą dalej. Ma na to wpływ ilość organizowanych treningów, zawodów. Pit Bike tak jak każdy inny motocykl, który dosiada taki młody człowiek, zwiększa szanse na sukces w każdej dyscyplinie.

Według Ciebie, jakie cechy powinien mieć zawodnik, który chce ścigać się na owalu?

– Każdy ma inny charakter i nie ma recepty na to, aby określić zbiór cech takiego zawodnika, który byłby idealny. Wiadomo – waga, wzrost, balans, koordynacja. U starszego młodzieżowca gdzieś musi się kreować odporność na stres, to że potrafi sobie poradzić z trudniejszymi sytuacjami. Wiadomo, że jeżeli ktoś jest sportowo uzdolniony, to nie ważne, czy jeździ na żużlu, czy jakiejkolwiek dyscyplinie sportowej, to jest wyróżniającą się osobą. Niezależnie czy biega, skacze, gra w piłkę, czy jeździ na rowerze. Jest coś takiego, taki błysk, który wyróżnia. Do tego te cechy się składają. Nie chciałbym na same cechy tego sprowadzać. Praca, trening, odpowiednie środowisko, osoby, które będą tak samo jak on chciały, aby on osiągnął ten sukces – to ogromna składanka. Może dlatego z setek dzieciaków, które by chciały jeździć na żużlu, na szczyt dochodzi jeden zawodnik. Jest to trudne i dość głębokie pytanie.

Do zobaczenia 13 marca na Motoarenie!

– Do zobaczenia! Chciałbym wszystkich zachęcić, żeby przyszli i zobaczyli jakie to wspaniałe uczucie jechać motocyklem na MotoArenie. W ogóle ten stadion robi kosmiczne wrażenie. Oczywiście na żużlu tam już nie jeździłem, ale miałem okazję chodzić na próbach toru, czy kiedy po upadku szło się po zawodnika. W różnych sytuacjach, kiedy MotoArena była pełna, tętniła życiem – to jest fenomenalne uczucie. 13 marca to jest ten dzień, kiedy można rozpocząć tą drogę na szczyt, aby cały stadion skandował Twoje imię. Wpadnijcie, zobaczcie jak to jest. Nie odbierajcie tego jako coś w stylu, że “pojadę tam, bo muszę być żużlowcem”, czy “będę żużlowcem”, tylko trzeba spróbować się przejechać i wtedy racjonalnie ocenić, czy chcemy to robić. Zapraszam serdecznie! 

Nabór do szkółki żużlowej odbędzie się 13 marca

Szczegóły: https://fb.me/e/2kvNznl0I
Formularz zgłoszeniowy: https://otopit.pl/nabor/

Powrót

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.